
– Liczyłam na to, że serwis zacznie wchodzić i będę w stanie zagrać trochę bardziej wyrównany mecz i to się wydarzyło w drugim secie. A w trzeciej partii po prostu popełniłam kilka błędów na początku, zabrakło u mnie intensywności, a ona zagrała odważniej, przez co set mi uciekł – analizowała na gorąco nasza tenisistka po tym, jak stało się jasne, że nie obroni tytułu w Roland Garros. A zatem i nie przedłuży swojej imponującej serii zwycięstw w ulubionym, wielkoszlemowym turnieju.
Iga Świątek: Miesiąc temu bym się nie wygrzebała
Polka otwarcie przyznała, że zdaje sobie sprawę, iż w Paryżu przyzwyczaiła wszystkich do znacznie lepszych występów, które w poprzednich latach okraszała czterema końcowymi triumfami. – To nie jest mój najlepszy wynik w Paryżu, więc jest trochę niedosytu – nie ukrywała. Starała się jednak znaleźć pocieszenie w tym, że jeszcze kilka tygodni temu była tenisowo i mentalnie w znacznie gorszym położeniu.
– Jeszcze niedawno nie byłam w stanie zagrać meczu na wysokim poziomie. W tym turnieju przynajmniej walczyłam do końca i nie odpuszczałam. Też czasami wychodziłam z tarapatów, w które gdybym wpadła miesiąc temu, tobym się nie wygrzebała. Więc przynajmniej pod tym względem zrobiłam krok do przodu
~ nie ukrywała czołowa tenisistka świata.
Dziennikarz Interii zapytał Igę Świątek, odnosząc się do jej słów o przemianę, która się w niej dokonała, jak dokładniej wyglądały te ostatnie tygodnie. To znaczy, w jaki sposób rozkładały się akcenty, czy w największym stopniu pracowała nad stroną mentalną, czy bardziej stricte tenisowo.
– Jak to w sporcie, nad wszystkim trzeba równocześnie pracować. Gdy odpuści się jedną rzecz, to cały świat ucieka. Miałam faktycznie czas potrenować tenisowo, na spokojnie, bo przyjechałam do Paryża kilka dni po tym, jak przegrałam w Rzymie. Dzięki temu właśnie takiej pracy były więcej niż zazwyczaj. Bez dwóch zdań musiałam włożyć dużo wysiłku i zmienić swój sposób myślenia na korcie. Chodzi o poprzednie turnieje, jak wtedy myślałam, gdy byłam w tarapatach. Tym razem na pewno więcej było skupienia – kontynuowała Iga.
Świątek porównała siebie do wersji sprzed roku. Oto wnioski
Świątek odparła, że jej “miłość” do Rolanda Garrosa nie dobiegła końca, choć przeżywa swój wynikowy zawód. Zapewniła, że ma zamiar znów wypracować taką dyspozycję, która da jej przewagę nad przeciwniczkami. Wysłannik Polsatu podkreślił, że choć wynik jej nie satysfakcjonuje, to przecież półfinał i tak jest niesamowitą historią, napisaną w Paryżu. I zapytał, jak sama zawodniczka porównałaby się do tej Igi Świątek w wersji z zeszłego roku. Pytanie nie było łatwe, więc odpowiedź poprzedziła chwilę na zastanowienie.
– Właściwie to… Myślę że te turnieje są podobne pod takim względem, że gdy grałam przed rokiem z Naomi Osaką, czyli dziewczyną grającą bardzo szybko, która też poszła va-banque, również byłam w tarapatach. Podobnie jak dzisiaj, z zakrytym dachem, a przez to trochę “cięższymi” piłkami, które nie skakały, gdy chciałam im dodać tyle rotacji, ile wkładałam w poprzednich meczach turnieju. Jednak łatwiej grało mi się, gdy było trochę cieplej. Dlatego, podsumowując, czysto tenisowo powiedziałabym, że to był podobny turniej. Przy czym teraz na pewno miałam trudniejszą drabinkę, bo wówczas, po wygranej z Naomi (w 2. rundzie – przyp.) mam wrażenie, że wszystkie kolejne mecze poszły jak po maśle. A tutaj była walka właściwie w każdym meczu. Jeśli jednak chce się wygrać turniej, trzeba to zrobić z wszystkimi – podsumowała tegoroczna półfinalistka.
/
/